niedziela, 6 września 2020

Szara Wojna na wakacjach

 

     Jak widać, liczba niepomalowanych figurek się nieco zmniejszyła, ale... no cóż, już wkrótce pewnie będzie większa, bo już wkrótce do statystyk wejdą niepomalowane modele z Indomitusa... 

     Wakacje zaczęły się źle, w lipcu moją ofiarą padło zaledwie 4 wrogów, co tak mnie podłamało, że miałem ochotę zakończyć ten cykl. Zacisnąłem jednak zęby i sierpień wypadł dużo lepiej: liczba 14 wygląda już przyzwoicie. Pocieszające jest też to, że praktycznie skończyły mi się modele nie należące do mnie, więc teraz będzie już "jeden strzał, jeden wróg", przynajmniej zazwyczaj.

     Mam naprawdę mocną nadzieję, że wrzesień będzie przypominał bardziej sierpień niż lipiec :) Na warsztacie jest grupka nekronów, a ich maluje mi się naprawdę bardzo szybko i sprawnie (leadbelcher spray, czuję się, jakbym oszukiwał :D ), w dodatku schemat Nihilakh jaki u nich przyjąłem bardzo mi się podoba, a to zawsze przyspiesza nakładanie farb :)










niedziela, 19 lipca 2020

Czerwcowa Szara Wojna




     Ta liczba powyżej (niepomalowane figurki) jest moim piętnem hańby. Front Szarej Wojny przesunął się na pozycje z marca! Wszystkiemu winien jest mój kolega (pozdrawiam, Gazza :) ), który odsprzedał mi znaczną część swych zbiorów... 

     Ale się nie poddaję! W czerwcu doszło wprawdzie do wielkiej kontrofensywy szarości, ale nie można powiedzieć, by mój Parszywy Warsztat próżnował. Ofiarą chromatyczności padło 14 szarych przeciwników! A trzeba dodać, że prace nad figurkami spowalniane były przez malowanie terenów... Dominowali Sepulchral Guards z Warhammer Underworld oraz grenadierzy z Bolt Action. Szczególnie szkiele dały mi dużo radochy, cudowne modele, zero babrania się z klejem, spasowanie bardzo dobre, szczegółowość cudowna :)










sobota, 6 czerwca 2020

Szara Wojna: trudny kwiecień, cięższy maj

Zastępy duchów ciągle się powiększają
     Prowadzenie wojny na wyczerpanie przeciwnika nigdy nie jest łatwe, moja Szara Wojna nie jest tu wyjątkiem od reguły. Ostatnie dwa miesiące to miesiące powiększającego się impasu. W kwietniu moje ataki zlikwidowały 11 ognisk oporu wroga (spadek o 4), a w maju 7 (znowu spadek o 4). Trochę winny jest tu mój inny pożeracz czasu: RPG. Dzięki kwarantannie i roll20 to hobby rozkwitło u mnie w skali nigdy dotąd w moim życiu niespotykanym. Dwie sesje tygodniowo w roli MG to kilkanaście czasem nawet godzin poświęconych grze i przygotowaniom do tych gier, a to godziny, w których opór Szarego Władcy tężał. Efekt jest taki, że kohorty moich szarych figurek niemal nie zmalały:




     To zaledwie o siedem mniej, niż dwa miesiące temu (część pomalowanych modeli to modele pomalowane dla kolegów i brata...). W dodatku na horyzoncie jest kontrofensywa przeciwnika: choć od wielu miesięcy mam embargo na kupno nowych rzeczy, ostatnio się złamałem i odkupiłem od Gazzy sporą stertę stuffu, część niestety niepomalowaną... :D

     Oto dramatis personae ostatnich dwóch miesięcy (część):


Repanse <3

Krasnoludzki kapłan z Wizkids, do D&D



czwartek, 2 kwietnia 2020

Szara Wojna, edycja marcowa

     Nie widać końca Szarej Wojny.

     Jak pisałem miesiąc temu, narzuciłem sobie trudny, dwuletni czelendż. Jego celem jest zminimalizowanie liczby moich szarych figurek do dwucyfrówki. Jak skrajnie ambitne jest to zadanie, pokazał marzec 2020.

     Przeciwnik jest cierpliwy i ma ogromne doświadczenie. Zna moje słabości. Mimo solennych przyrzeczeń, jednak coś w tym miesiącu kupiłem, kilkanaście nowych, niepomalowanych figsów (głównie Warriors of Chaos starzy i Salamandry). Pomalować zdołałem w międzyczasie 15 figurek (spadek formy dokładnie o 15), kilka nie swoich, więc sytuacja strategiczna nie zmieniła się, może nawet wróg poczynił pewne drobne nabytki. Sytuację skomplikowała jeszcze kwarantanna. Siedzę niby ciągle w domu, ale... jestem nauczycielem, stąd nagle doszły mi domowe aktywności o których dotąd nawet nie śniłem. Wojna jeszcze nie została przegrana, ale na samym jej początku operacja "Tęcza" zanotowała poważne perturbacje. Nie poddajemy się jednak, kwiecień musi być lepszy!

     Być może drobnym wytłumaczeniem impasu na froncie jest też to, że zabrałem się równolegle za tereny, i te już gotowe, i te robione przeze mnie od zera:

Okoliczni pasterze wzgórze to ochrzcili tajemniczo "Gwiezdnym Niszczycielem"
Gazetek lotrowych z kiosku czar...
Zerkająca Skała
     A oto przegląd reszty:

Mnich od Wizkids, naprawdę przyjemny model

Pomocnik Grimaldusa

Rosnąca w siłę 15. Dywizja Grenadierów Pancernych

JKM Louen

To też moja marcowa wymówka, ten model trochę czasu mi zabrał...

Averland, najlepszy zakątek Imperium

Na potęgę Posępnego Czerepu!


wtorek, 10 marca 2020

Głos, którego nie potrafił zagłuszyć

     Dziś kolejny odcinek cyklu moich wspomnień z konkursu Story of the Month z Glorii Victis. Mój kolejny w nim start przypadł na XVII jego edycję, która odbywała się pod hasłem "Mechanicum".

     AdMech to jeden z moich ukochanych, a jednocześnie najmniej znanych tematów uniwersum. Ta mieszanka religii, zabobonu i zaawansowanej technologii jak mało co oddaje klimat grimdarku odległej przyszłości czterdziestego pierwszego tysiąclecia. Temat opowiadania nie jest szczególnie odkrywczy: to jedno z podstawowych pytań, które od czasu do czasu stawiać sobie musi Syn Marsa: co leży w samym jądrze religijnego paradygmatu Czerwonej Planety?

     Tekst zdobył ostatecznie trzecie miejsce.

Głos, którego nie potrafił zagłuszyć

     Portal rozjarzył się nagle seledynowym blaskiem, a z umieszczonego pod prostym, pozbawionym ozdób architrawem głośnika odezwało się wsteczne odliczanie. Karaz Oltar z irytacją stłumił mimowolne oznaki podniecenia opanowujące jego organiczne części. Poddawanie się takim chaotycznym impulsom podświadomości było niegodne magosa, nawet jeśli należał on do Eksploratorów, grupy znanej przecież wśród ludu Marsa ze swej ekstrawagancji i uleganiu dziwactwom przynoszonym z odwiedzanych światów. Znajdował się tak blisko emanacji Omnisjasza, że tym razem nie obowiązywała go taryfa ulgowa. Jedynie doskonałość. Harmonia.

     - Na kolana - warknął gniewnie przez vox-emiter do trybuna Kolmara i otaczających ich skitarii.
Odliczanie skończyło się i zawyły dawno nie używane przekładnie. Portal się otwierał, żołnierze klękali a Eksplorator oddychał ciężko powietrzem nabrzmiałym zapachem Boga.

     Sektor Pertynaks leżał tak daleko na północno-wschodnich rubieżach Imperium, że nawet dalekowidzące czerwone oko Marsa rzadko skupiało na nim swą uwagę. Wedle wiedzy kapłanów Mechanicum preimperialna ludzka kolonizacja nigdy tu nie dotarła, więc poszukiwacze zaginionych technologii omijali te okolice szerokim łukiem. Nieliczni tubylczy xenos też nie wywoływali szczególnego zainteresowania. Izolacjonistyczni tygrydzi w subsektorze Artakserkses byli prymitywni, ich cywilizacja dopiero co rozpoczęła międzygwiezdną kolonizację; plemiona orków z Czerwonego Kwadrantu z definicji niemal skreślane były z listy celów rejsów flot eksploracyjnych; system Pallas kontrolowany przez tetraharpie znajdował się zbyt blisko Nieciągłości Morgana, by ktokolwiek chciał go zbadać.

     Rok temu jednak w ręce Karaza Oltara wpadł raport dotyczący inwazji tygrydów na Omalę i Mechanicum przestało ignorować sektor. Podczas walk o Fort Lester stało się coś, co zabiło wszystkich tygrydów, gwardzistów, zwierzęta i rośliny w promieniu trzech kilometrów. Coś, co znamionowało moc godną zainteresowania Eksploratora. Co prawda Eklezjarchia orzekła, że owego dzieła zniszczenia dokonał nowo kanonizowany święty Boemund, dowódca broniącej się tam Gwardii, ale u Karaza te wyjaśnienia wywoływały jedynie grymas pogardy. Uśmiercił drzewa? Wymordował ptaki?

     Karaz przyleciał tu z pielgrzymką, ale jego celem nie był posąg świętego Boemunda. Przyleciał szukać prawdziwej świętości, realnych relikwii. I znalazł więcej, niż się spodziewał.

     Podziemna struktura w której się znalazł była stara, bardzo stara. Sądząc po języku świętych tekstów wyrytych na ścianach znalezisko poprzedzało czas Wielkiej Krucjaty. Oltar ostatkiem sił tłumił ekscytację wynikającą z implikacji tego faktu. Jeszcze nigdy nie odkrył nic tak starego. W dodatku udowadniał właśnie, że sektor Pertynaks podlegał jednak ludzkiej preimperialnej kolonizacji. Omnisjasz hojnie nagradza swe wierne sługi!

     Wrota portalu zatrzymały się. Dalej był mrok. Karaz Oltar zaintonował "Płomień w ciemnej dolinie" i wszedł w jego objęcia, pozostawiając za sobą klęczącą obstawę. Zanim jednak portal znowu się zamknął, mała serwoczaszka pomknęła za Eksploratorem, ścigana uważnym wzrokiem przez trybuna skiitari. Titus Kolmar już nie klęczał.

***

     Z chwilą zamknięcia portalu ciemność pierzchła, pokonana przez budzący się blask wrzecionowatych lamp wtopionych w stalowe sklepienie. Ciągle śpiewając, szedł ku kolejnym, odległym drzwiom w nieprzyzwoitym oszołomieniu. Wszystko krzyczało do niego dźwiękiem nieznanej wcześniej doskonałości sprawiającej, że kulił się pod ciężarem własnej prymitywności. Jego wszczepy, jego duma i droga ku oczyszczeniu tutaj wydawały się odległym, zniekształconym echem wszechdoskonałego Ducha Maszyny. Ze ścian wystawały ekrany o grubości pojedynczego pergaminowego folio wyświetlające w szalonym tempie nieznane mu komunikaty. I ekranów tych nie łączyły ze ścianami życiodajne pępowiny przewodów. Nie miało to nic wspólnego z chaosem psioniki, tego był pewien, struktury były zbyt regularne a teksty na ekranach zbyt podobne do lingua technis... to jednak co widział, było dla niego równie co psionika niezrozumiałe. I przerażające. I piękne.

     Kolejne drzwi otworzyły się bez żadnej jego ingerencji. Oltar umilkł.

     Następne pomieszczenie miało sferyczny kształt wyznaczony przez obwieszone ekranami, zielone ściany. Pośrodku stała solidna, upstrzona różnobarwnymi diodami kolumna z kilkoma panelami kogitacyjnymi umieszczonymi ze wszystkich jej stron. Ciągle trwające oszołomienie sprawiło, że dopiero po chwili Eksplorator zauważył stojącą obok, ubraną w biel siwowłosą kobietę. Serworamię adepta niemal automatycznie sięgnęło po broń. Kobieta uśmiechnęła się i pozdrowiła go uniesieniem prawej dłoni.

     - Peregrinus, witaj. Czy moja heurystyka działa niewadliwie? Ze wstydem przyznam, podsłuchiwałam was już od wejścia by algorytm zadziałać mógł.

     Z tą kobietą coś było nie w porządku. Mówiła z dziwnym, miękkim akcentem którego nie potrafił zidentyfikować, ale z pewnością nie to budziło jego niepokój. Było w niej coś niezrozumiałego, obcego. Ta niewiedza drażniła mu ego.

     - Kim jesteś, kobieto?! Co tu robisz?! Znajdujesz się w miejscu zastrzeżonym dla Mechanicum! Już choćby za to powinienem cię zabić.

     - Trudno będzie ci uczynić to, peregrinus. Ja już jestem martwa.

***

     Stojący pięćset metrów dalej trybun Titus Kolmar drgnął. Czy o takich sytuacjach mówiły jego instrukcje? Jego panowie nie tolerowali pomyłek. Jaka reakcja Eksploratora powinna wywołać jego działanie?

     Dane wysyłane przez serwoczaszkę układały się wyłącznie w pytania.

***

     - Jestem Katerine, gens Rapax, praeceptor maior ekspedycji Pertinax-28c. A właściwie, to jestem jej mnemonem, jej corpus virtualis. Jestem martwa, gdyż zegar laboratorium przed awarią wskazywał T+1486.18, a to zdecydowanie za długo dla corpus verus.

     Oltar podszedł do niej... i lufa pistoletu zanurzyła się w jej nierzeczywistym ciele. Jakość tego hologramu zaparła mu dech. Również głos tej niekobiety tracił swe egzotyczne brzmienie, szybko zbliżając się akcentem i składnią do niskiego gotyku.

     - Dwa dni temu, MOJE dwa dni temu, dux primaris ogłosił ewakuację. Fluktuacje pola ciemnej materii dotarły i tutaj, musimy uciekać przed zakończeniem badań i nie mam nadziei, że tu jeszcze dane mi będzie wrócić. W zasadzie, to nie wiem nawet czy zdołamy dotrzeć do domu, rezonans filotyczny w Osnowie przypomina huragan. Ten region Drogi Mlecznej długo będzie dla nas zamknięty. To znaczy: był zamknięty, jesteś dowodem na to, że homo znowu pojawił się na Omali Beta. Te apokaliptyczne wizje Sandora Keneva okazały się być tym, czym były dla nas wszystkich: brednią wynikającą z tego archaicznego defektu umysłu zwanego religijnością. Oby twoje czasy były wolne od tej intelektualnej zbrodni.

     - Bluźnisz... - wyszeptał Karaz Oltar. - Bluźnisz...

     Katerine Rapax dysponowała słabym wachlarzem ekspresji mimicznej, jej szeroko otwarte oczy były jedynym widocznym symptomem jej szoku.

***

     Trybun już wiedział. Obrócił się w kierunku skitarii.

     - Mówi do was pan. Wdrażam procedurę smoka.

     Nanosekundę później wszyscy ci najeżeni bronią serwitorzy należeli do niego. Tylko do niego.

***

     Beznamiętność. Racjonalizm. Harmonia.

     Wszystko to było dla Karaza Oltara równie odległe, co Święty Mars.

     Nie widział przed sobą przekazu informacyjnego. Widział emanację programu, słów zamkniętych w świętych związkach języka Boga Maszyny. Programu starszego niż Imperium. Programu mogącego być Abominacją. Sztuczną Inteligencją.

     Programu, który twierdził iż nie ma żadnych bogów.

     To absurdalne kłamstwo powinno rozwiać wszelkie wątpliwości. Katerine Rapax była wrogiem lub szaleńcem, miazmatem próbującym skazić szeregi Synów Marsa. Popełniłaś błąd, chciał krzyknąć. Zidentyfikowałem cię!

     Stał jednak tylko, starając się opanować drżenie w organicznej ręce. Był bowiem w jego głowie jeszcze jeden głos, głos którego nie potrafił zagłuszyć. Głos szepczący mu od lat o odkrytych przez niego mechanizmach, maszynach w których nie widział iskry boskości. O Żelaznych Ludziach z prastarej przeszłości, których inteligencja była wyzwaniem rzuconych Duchowi Maszyny. O znalezionym kiedyś tekście heretyka Degio Khamriosa, którego nie potrafił zniszczyć po przeczytaniu. Magos Karaz Oltar słyszał głos wątpliwości.

     Odraza do samego siebie sparaliżowała go całkowicie. Nadbiegający z tyłu skitarii nie sprawili nawet, że się obrócił. Katerine gdzieś zniknęła. Magos upadł na kolana. Z jego ust dobył się krzyk, pierwotny, zwierzęcy wrzask stworzenia, które zrozumiało grozę swego istnienia. Łkałby, gdyby potrafił.

     Titus Kolmar podszedł z wymierzonym w niego karabinem laserowym.

     - Draco vult - powiedział trybun i skinął głową. Dwaj serwitorzy dźwignęli niemal bezwładnego Eksploratora na nogi.

     Oświetlające salę lampy zamigotały. Trybun rozejrzał się wokół, nieco zdezorientowany.

     - Rozczarowaliście mnie - odezwał się zewsząd głos Katerine Rapax.

     Śmierć nie była ciemnością. Śmierć przyszła po nich obleczona w zielone światło.

niedziela, 1 marca 2020

Wojna z Szarym Władcą

Najważniejsze dla mnie zdjęcie miesiąca
     Mam obecnie prawie osiemset niepomalowanych modeli. Osiemset. Są wśród nich stosy tolkienianów z czasów gazetki deAgostini, są modele bretońskie i imperialne z WFB (a nawet kilka skaveńskich, kislevickich i nieumarłych), są Eldarzy, Drukhari, Salamandry, Wilki, CSM i Nekroni z WH40k, są Aryjczycy z Bolt Action, są duchy z Age of Sigmar i trochę figurek do Warhammer: Underworlds i Talismanu. I pewnie jeszcze coś, co właśnie przeoczyłem. Tak, jestem maniakalnym zbieraczem. Pomalowanych figurek mam prawie 200 mniej.

     To się jednak ma zmienić i blog trochę mi (mam nadzieję) w tym pomoże. Rzucam Szaremu Władcy wyzwanie. Wypowiadam wojnę. Do końca tego roku liczba niepomalowańców spadnie poniżej pół tysiąca, a Boże Narodzenie 2021 przywita mnie ich dwucyfrowa liczba. By autokontrolować przebieg ofensywy, będę tu składał miesięczne raporty z działań wojennych.

     Dziś raport pierwszy, lutowy.

     Zaskoczony wróg atakował na tyle nieporadnie, że nie zdołał zdobyć żadnego nowego przyczółka. Ergo: zdołałem wdrożyć tak drakońską samodyscyplinę, że nie kupiłem żadnych nowych figsów :) Z drugiej strony: osiągnąłem poważny wyłom w solidnych liniach Szarego Hufca. Pomalowałem w lutym 30 nowych miniatur! Nowa broń masowego rażenia w moim arsenale: Contrast, wydatnie mi w tym pomogła. Delikatne opóźnienia w moich postępach wywołuje to, że w rzeczonej trzydziestce są też figurki moich kolegów i brata... ale one są jednak w mniejszości. Wojenny walec ruszył! Oto niektóre zdobyte twierdze przeciwnika:

Zaczynam od końca, bo to grafika... z przedwczoraj

deAgostini, jak ja Ci dużo zawdzięczam

Magia i Miecz :)


Trzeci z moich Kislevitów (niestety, mam wyłącznie Winged Lancers)

Ten akurat dżentelmen robiony jest dla brata. Uwielbiam tych kultystów (tak, to już Poxwalkerzy)
Jeszcze jeden pamperek dla brata. Hero of Helsreach!


Niby nie GW, ale jednak GW. Macha z Dawn of War z postsowieckiego studia, tu w kolorach ukochanego Ulthwe
Jeszcze jeden braterski pamperek, do aosowej planszówki
Moi naziści z 15. dywizji grenadierów pancernych

Nie wiem, czy kiedykolwiek w to jeszcze zagram, ale uroda figsów mnie w AOS zniewala...

A tym panem to na pewno zagram. Wraithblade, nowa formacja w moim arsenale Ulthwe
Bretonnia, najbliższa mojemu sercu. Tu okraszona trawkami z Paint Forge, które mnie ostatnio bardzo ujęły