czwartek, 2 maja 2019

Vulkan Lives


     Tradycyjnie już w przypadku recenzji, spoilery umieszczę na końcu.

     26. odsłona serii to swoisty debiut w niej Nicka Kyma. Swoisty, bo miał on już swój w niej nowelkowy udział, ale Vulkan Lives to pierwsza duża powieść tego autora osadzona w realiach Herezji Horusa. Fabuła to tak jakby dwie książki w jednej, spięte dość słabo końcowym zwrotem fabularnym. Jedna z nich omawia los Vulkana, prymarchy zmasakrowanych na Isstvanie V Salamander, który po klęsce dostał się jakoś w ręce swego rebelianckiego brata Konrada Curze. Ta niewola zamienia się w całkiem interesujący, choć niewyszukany psychologiczny pojedynek okraszony opisem makabrycznych pomysłów prymarchy Władców Nocy. Interesujący do czasu, bo ostatecznie nie ma w tym jakiegoś ciekawego twistu, poza pewną rewelacją fabularną którą ujawnię na koniec, by tu nie spoilerować. Druga nitka fabularna książki to starcie grupki ocaleńców z Isstvana V (głównie Salamander dowodzonych przez Numeona Artellusa) z Głosicielami Słowa będącymi podkomendnymi Valdrekka Eliasa, Mrocznego Apostoła służącego samemu Erebusowi. Starcie ma miejsce na planecie Traoris, na której znajduje się też nasz starcy znajomy, John Grammaticus, nieśmiertelny Perpetual na służbie Cabalu.

     To nie jest bardzo zła książka. Jest kilka fabularnych zaskoczeń, dowiadujemy się trochę nowych rzeczy o uniwersum no i jest tu zarysowana ciekawa, niejednoznaczna postać, Barthusa Narek, najbardziej interesujący Word Bearer od czasów Argela Tala. To, co zdecydowanie obniża jej notę, to kilka urągających nieco logice elementów fabuły, o których nie chcę tu pisać by nie spoilerować. Tym niemniej, nie niszczą one zupełnie przyjemności poznawania być może najbardziej ludzkiego ze wszystkich prymarchów, Vulkana.

     SPOILERY

.
.
.
.
.

     No dobrze, za słaby jestem na razie z fluffu Salamander, ale informacja, że Vulkan był Perpetualem mocno mnie zaskoczyła. Owszem, słyszałem wcześniej iż ten chapter kultywuje przekonanie, iż ich przywódcy są bodajże kolejnymi inkarnacjami swojego Prymarchy (afaik), ale jednak Perpetual? Mocny szok. Nasuwa się mi podstawowe pytanie: Imperator zrobił to specjalnie, czy wyszło przypadkowo? Jeśli przy okazji, to czemu nie zastosował tej technologii przy pozostałych synach? A jeśli nie... czy Cabal jakoś na to wpłynął? W książce są sugestie, że to potrafi... Na koniec książki Vulkan teleportuje się w wyższe partie atmosfery jakiejś planety i spadając płonie aż do szkieletu... czy z tego też się zregeneruje? Stawiam na to, że tak, skoro Cabal ciągle chce go zabić.

     No właśnie, bo chce. Prawie zapomniałem, że Cabal chce zwycięstwa Chaosu by go w efekcie zniszczyć. Nie do końca rozumiem, czy Erebus o tym wie. To pierwsza moja wątpliwość: skoro Erebus widzi wiele wersji przyszłości, dlaczego nie rozumie, co stanie się po triumfie Horusa? Chyba, że jednak widzi i będzie to zwycięstwo sabotował...

     I jeszcze jedno: kompletnie nie rozumiem, dlaczego Curze pod koniec książki pozwolił Vulkanowi odnaleźć jego młot. Chciał umrzeć? Dlaczego wiec wcześniej nie pozwolił bratu się dopaść? Nie podoba mi się ten fragment.

Generalnie: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz