Tradycyjnie już w przypadku recenzji, spoilery umieszczę na końcu.
To nie jest bardzo zła książka. Jest kilka fabularnych zaskoczeń, dowiadujemy się trochę nowych rzeczy o uniwersum no i jest tu zarysowana ciekawa, niejednoznaczna postać, Barthusa Narek, najbardziej interesujący Word Bearer od czasów Argela Tala. To, co zdecydowanie obniża jej notę, to kilka urągających nieco logice elementów fabuły, o których nie chcę tu pisać by nie spoilerować. Tym niemniej, nie niszczą one zupełnie przyjemności poznawania być może najbardziej ludzkiego ze wszystkich prymarchów, Vulkana.
SPOILERY
.
.
.
.
.
No dobrze, za słaby jestem na razie z fluffu Salamander, ale informacja, że Vulkan był Perpetualem mocno mnie zaskoczyła. Owszem, słyszałem wcześniej iż ten chapter kultywuje przekonanie, iż ich przywódcy są bodajże kolejnymi inkarnacjami swojego Prymarchy (afaik), ale jednak Perpetual? Mocny szok. Nasuwa się mi podstawowe pytanie: Imperator zrobił to specjalnie, czy wyszło przypadkowo? Jeśli przy okazji, to czemu nie zastosował tej technologii przy pozostałych synach? A jeśli nie... czy Cabal jakoś na to wpłynął? W książce są sugestie, że to potrafi... Na koniec książki Vulkan teleportuje się w wyższe partie atmosfery jakiejś planety i spadając płonie aż do szkieletu... czy z tego też się zregeneruje? Stawiam na to, że tak, skoro Cabal ciągle chce go zabić.
No właśnie, bo chce. Prawie zapomniałem, że Cabal chce zwycięstwa Chaosu by go w efekcie zniszczyć. Nie do końca rozumiem, czy Erebus o tym wie. To pierwsza moja wątpliwość: skoro Erebus widzi wiele wersji przyszłości, dlaczego nie rozumie, co stanie się po triumfie Horusa? Chyba, że jednak widzi i będzie to zwycięstwo sabotował...
I jeszcze jedno: kompletnie nie rozumiem, dlaczego Curze pod koniec książki pozwolił Vulkanowi odnaleźć jego młot. Chciał umrzeć? Dlaczego wiec wcześniej nie pozwolił bratu się dopaść? Nie podoba mi się ten fragment.
Generalnie: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz