środa, 2 sierpnia 2017

SotM: Hasta Prima

     Oto czwarta już część moich zmagań w ramach Story of the Month. Tym razem związana z XIV edycją konkursu. Zanim jednak o tym...

     Zaczynał się chyba najlepszy czas dla SotM. Do ekipy zarządzającej projektem dołączył Fireant, którego dziełem była naprawdę znakomita, niestety nieistniejąca już strona domowa konkursu. Co więcej, fandom zdobył się na wydanie antologii sześciu wybranych opowiadań (znalazł się w nim i mój debiut, "Parcere Subiectis"). Jego okładkę widać obok, a recenzję można przeczytać u Inkuba. Jeden z pięciuset egzemplarzy spoczywa na mojej półce :)

     Tematem czternastej edycji SotM był "Uczeń i mistrz". Kontynuowałem tu eksplorację Sektora Artakserkses, po raz drugi przyglądając się postaci Uzurpatora, heretyka który wymyślił sobie, że zbuduje tam nowe, lepsze Imperium. Szybko się zorientujecie, że jest on tu jedynie tłem, choć jest tu jednym z tematycznych "uczniów". Niestety, fabułka nie zdobyła szczególnego uznania u jurorów i nie znalazła się nawet na podium (aczkolwiek jakieś tam punkty zebrała :) ). Mój pech polegał na tym, że była to naprawdę niebywale silna jakościowo edycja... (tutaj znajdziecie zwycięzcę, "Niesłyszalną pieśń" Razielusa).

Hasta Prima


Ziemia drżała, kwitnąc czerwonymi kwiatami przemocy. Pozycje rebeliantów w Hasta Prima dogorywały, mielone na pył trwającą już kwadrans straszliwą artyleryjską nawałą XI Kohorty Uderzeniowej XXXII Regimentu Lazzańskich Bersalierów. Umęczona ziemia podnoszona raz za razem potężnymi eksplozjami w powietrze niosła się szarym tumanem w kierunku czekających w gotowości sił imperialnych. Aelfryd Piano powstrzymał z trudem grymas uniesienia, szarpnął krótko za swą siwiejącą już brodę i odwrócił się do stojącej obok Vodosian. Wyrazu twarzy adiutantki nie sposób było odczytać, skrywał się w cieniach nocy. Szkoda.
Generał Piano stał na płaskim dachu betonowego, czteropiętrowego bloku, który na Vieux Beziers uchodził za drapacz chmur. Południowa Hasta była od miesiąca w rękach Lazzańczyków, szef sztabu Aelfryda miał sporo czasu by wybrać lokację, która by go zadowoliła. Piano uwielbiał oglądać z bliska początki swoich ofensyw, ten budynek był do tego celu idealny. Loża triumfatora dawno zaplanowanego triumfu. Po tym przełamaniu frontu kultyści Ramessu Casslehorna zostaną odepchnięci aż do Amaloth. Sic semper traditor.
- Zostały dwie minuty, generale - powiedziała Vodosian. Głos miała zupełnie wyprany z emocji. - Drużyny pionierów ruszyły.
Piano był na tym dachu tylko z nią. Cóż, był tam jeszcze Wulfhere, ale o istnieniu tego strażniczego psa generała łatwo było zapomnieć, stary bersalier siedział oparty plecami o komin wentylacyjny i półdrzemał. Tylko Aelfryd i jego adiutantka. Piano uwielbiał kumulować sukcesy.
I skowyt adrenaliny w głowie, to uwielbiał jeszcze bardziej.
Piętro niżej narastał brzęczący jazgot jego sztabu. Zgodnie ze swym starym zwyczajem, Piano przerzucił go tutaj dopiero kilka godzin temu, co przysporzyło mu wśród oficerów przydomek "Raptownego Fryca" (lub "Szybkiego Skurwysyna", gdy nie było go w pobliżu). Rozpędzający się wolno do ofensywy XXXII Regiment generował w sztabie hałas, który docierał na dach nawet pomimo artyleryjskiej nawały miażdżącej resztki heretyckich pozycji na popiół. Jaki piękny moment. Jaka wspaniała chwila.
- Nie zrozumiem ich. Nie potrafię.
Vodosian spojrzała na niego z błyskiem zaskoczenia w oczach.
- Sir?
- Heretyków, Vodosian. Szaleństwo jest jednostkowe, a oni zbiorowo ulegli tej halucynacji.
- Halucynacji, sir?
- Temu dziecinnemu absurdowi o kosmicznej miłości, Vodosian. O sile przebaczania. Ten ich Uzurpator zdołał im jakimś cudem wmówić, że litość i miłosierdzie jest istotą człowieczeństwa. Jego sensem. Cóż za stek bzdur! Jak obłęd tego rodzaju mógł zwieść całą planetę?!
- Nie wiem, sir. Ktoś im za słabo wytłumaczył, jak wygląda prawda.
Adiutantka już na niego nie patrzyła, w jej oczach płonęła pożoga znad stanowisk rebeliantów. Generał uśmiechnął się drapieżnie.
- Masz rację, Vodosian, ktoś zawiódł. To jednak żadne usprawiedliwienie. Nawet bez Administratum, bez Eklezjarchii i Gwardii powinni rozumieć, jakim najwspanialszym darem obdarzył nas Imperator.
Ogniowa nawała cichła. Bersalierscy pionierzy powinni już docierać do pozycji Uzurpatora.
- Co jest tym darem, sir? - spytała cicho adiutantka, ciągle patrząc na zmiażdżoną imperialną pięścią Hasta Prima.
- Ależ nienawiść, Vodosian, nienawiść - odparł Aelfryd, nadal się uśmiechając. - To nienawiść jest kręgosłupem ludzkości, jej tarczą i jej mieczem.
- Ale... Czy Imperator nie kocha swego ludu? Czy to nie miłość popchnęła go do ostatecznego poświęcenia?
Jej głos zadrżał delikatnie. W ciszy, która teraz zapadła generał usłyszał to aż nadto wyraźnie. Wszechświat wstrzymał oddech. Znowu.
- Vodosian, głębia błędu, w którym tkwią ci heretycy polega właśnie na tym, że do takiego czynu zdolna jest jedynie nadistota. Tylko Imperator. My, ludzie, zdolni jesteśmy jedynie do miłości małej, egocentrycznej, skupionej na naszych marnych życiach, na naszych ułomnych pragnieniach. Nasza miłość to pył w obliczu majestatu galaktyki. Taka miłość umiera wraz z nami, nasi wnukowie nie będą o niej już nawet pamiętać. Imperator wiedząc o tym dał nam dar nienawiści. Prawdziwa, czysta nienawiść nie ma nic z egoizmu, jej jasny płomień potrafi strawić cię do kości, a ty i tak będziesz go podtrzymywać. Trwamy tylko dzięki niej, ona napędza nasze dłonie podczas wojny, ona otacza nasze serca pancerzem chroniącym jej przed fałszywym miłosierdziem. Nawet miłość Imperatora wynikała z nienawiści do wrogów jego ludu.
Cisza była już niemal absolutna, nawet sztab zamilkł w oczekiwaniu na pierwsze meldunki.
- Szkoda, że nie potraficie tego zrozumieć, Vodosian.
Drgnęła.
Wyprowadził cios lewą pięścią w jej brzuch. Była zbyt zaskoczona, by reagować, zgięła się z cichym stęknięciem, przyczepione do mundury fetysze zagrzechotały. Uderzenie kolanem w twarz odrzuciło ją w drugą stronę, upadła bezwładnie niczym kukiełka po oberwaniu sznurków. Aelfrydowi przed oczami zamigotały czerwone plamy. Kopnął ją jeszcze cztery razy zanim furia pozwoliła mu znowu myśleć.
- Ty kurwo... - wystękał dysząc. - Byłaś dla mnie jak córka... Pierdolona suko...
Wulfhere podszedł do niej i beznamiętnie zaczął ją przeszukiwać. Ciągle była przytomna, patrzyła na niego... ze smutkiem?
Dowiedział się dziesięć dni temu. Jej zdrada była tak absurdalna, tak abstrakcyjna, że w pierwszej chwili chciał rozstrzelać oficera Bezpieczeństwa który przyszedł z dowodami. Przecież ona... przecież Vodosian...
- Wszystkie twoje meldunki... zostały przechwycone. I zmienione... Hasta Prima... to również twoje dzieło, kurwo. Wczorajszy atak... to wasze zwycięstwo pod Tarchesion... to tylko gra. Moja gra.
Verum Imperator zawsze cię podziwiał, Fryc.
W głowie Piano znowu zaczęła wrzeć furia, ale nadbiegający łącznik sztabu odwrócił jego uwagę.
- Pilnuj jej - warknął do Wulfhere i zerknął na płonące pozycje wroga. W powietrzu zaczął narastać ryk tysięcy bersalierów, którzy właśnie rozpoczynali swoją szarżę.
- Byłeś dla nas jak nauczyciel. Mistrz.
Zamknij się, kurwo.
- Wszystko w porządku, poruczniku? - zagadnął do łącznika, niedbale odpowiadając na salut. Młody chłopak, z pewnością z ostatniego zaciągu. Rzadki zarost nie zakrywał grymasu zmieszania na jego twarzy.
- Pionierzy przejmują szaniec po szańcu, generale. Bez oporu. Nie znajdują prawie żadnych ciał wroga.
Gardło Aelfryda nagle ściśnięte zostało przez strach.
- Imperator Ramessu Casslehorn każe nam uczyć się od najzdolniejszych wrogów.
Odwrócił się do niej. Ciągle na niego patrzyła. Ze smutkem, ale nie złamana.
- Fryc, pokazałeś nam już kilkukrotnie, jaką siłę daje zaskoczenie. Mistyfikacja. Unik. Gra pozorów.
- Biegnij na dół, poruczniku - warknął Piano. - Natychmiast zatrzymajcie tyle batalionów, ile zdołacie. JUŻ!
- Pozwoliłam się zdemaskować. W geście miłości. Byś mógł zagrać po raz kolejny.
Wyszarpnął pistolet. Wulfhere odsunął się od niej, patrząc na niego pytająco. Nie powinien jej jeszcze zabijać... nie powinien...
- Zagraliśmy w twoją grę, nauczycielu. Myślę, choć nie mogę być pewna, że Verum Imperator zrozumiał, jaką lekcją miał być dla nas Tarchesion.
Palec na spuście drżał.
- Czy jesteś z nas dumny?
Hasta Prima znowu zakwitła czerwonym, gorącym kwieciem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz