wtorek, 11 grudnia 2018

Angel Exterminatus

Dziś budzę Wieżę by podzielić się kilkoma spostrzeżeniami o 23. tomie Herezji. Na początek uwagi luźne, a potem, po ostrzeżeniu, część ze spoilerami.

To nie jest zła książka, ale w cyklu jakością się nie wyróżnia.

Herezja Horusa tym razem rzuca uważniejsze spojrzenie na Iron Warriors, legion znajdujący się w cieniu dotychczasowych tomów serii. Owszem, Perturabo miał już dwa czy trzy swoje epizody... ale były to epizody krótkie, płaskie i nic ciekawego nie wnoszące poza tym, że Pan Żelaza był w nich standardowym, drugoligowym supervillainem. Po incydencie z Berossusem w poprzednim tomie uznałem wręcz, że Perturabo jest zły karykaturalnie... aż Graham McNeill rzucił na niego nowe światło.

I Perturabo stał się nagle jednym z najsympatyczniejszych prymarchów spośród tych, którzy zdradzili (obok Magnusa może). I ja to bardzo doceniam.

Przywódca Żelaznych Wojowników stał się nieco prostolinijnym wojownikiem-inżynierem, który potrafi docenić męstwo przeciwnika, boi się o życie swego brata pomimo tego, że w ogóle mu nie ufa, a jego największym marzeniem jest stworzenie świata, w którym przestanie być wojownikiem (bo w tej perfekcyjnej wizji nie będzie już wojen). Całkiem nieźle, jak na gbura którym wszyscy pogardzają, prawda?

Wrażenie psują Dzieci Imperatora. Są tak przerysowane, że już więcej nie można. Szkoda, że nie ma w nich już w ogóle człowieczeństwa, ci Astartes są już wyłącznie tymi Złymi z uniwersum 40k, bez chwili zawahania i wątpliwości. Fulgrim ciągle jest tym Fulgrimem popsutym przez opowiadanie „Reflection Crack’d” i w obliczu finału powieści, to się już w tym cyklu nie zmieni.

Interesującym elementem sa resztki Iron Hands z Sisypheum. To ciągłe bicie lojalistów w Herezji było już męczące, lojaliści bijący heretyków okazali się być orzeźwiającym doznaniem.

Uwaga, teraz będzie kilka spoilerów.

Osią powieści jest quest Fulgrima i Perturabo do Oka Terroru (i uwaga: TO PERTURABO NADAJE TĘ NAZWĘ). Celem jest antyczna broń (osoba?) z antycznej historii Eldarów, która zapewnić miała rebelii przewagę nad lojalistami. Tylko, że to wszystko bujda: Fulgrimowi chodziło wyłącznie o to, by na planecie wypełnionej eldarskimi duszami dostąpić awansu do statusu demonicznego księcia. Pomóc ma mu w tym nieświadomie sam Perturabo, dzięki złośliwemu artefaktowi kradnącemu siły życiowe Panowi Żelaza. 

No cóż, szczerze mówiąc, to przypomina to scenariusz przecietnego scenariusza RPG. Sytuację ratują wcześniej wspomniani już desperaci z Sisypheum, niedobitki Iron Hands wzmocnione ocaleńcami z Salamanders i Raven Guard. Prowadzą oni partyzancką wojnę na tyłach wroga, żądni zemści za masakrę na Istvaanie V. I nie ograniczają się do małych celów. Na początku książki organizują niemal udany zamach na Fulgrima (dokonuje tego Astartes z Kruczej Straży, Sharrowkyn, który w ogóle okazuje się niesamowitym badassem).

MacNeill rozwija tu temat przyczyn przyłączenia się Perturabo do Herezji. Prymarcha Iron Warriors czuje się niedoceniony, ciągle spychany na drugi plan. Jego rebelia nie pociągnęła jednak za sobą nienawiści do lojalistów: przeciwnie, co najmniej dwukrotnie oszczędza on desperatów z Sisyphaeum, czując do nich nieokreślony szacunek. Chaos budzi w nim dystans i odrazę, jego legion przez większość książki jest również od niego wolny... aż do wydarzeń gwałtownego epilogu, w którym kilku najbliższych mu Warsmithów schodzi na drogę służby Niszczącym Potęgom (on sam jest jeszcze od tego wolny, oddany jedynie Horusowi).

Poza tym, w telegraficznym skrócie:
* Lucjusz przegrywa pierwszy raz nie z prymarchą, w pojedynku pokonuje go ten niesamowity Sharrowkyn; jakimś cudem jednak to przeżywa
* Fulgrim na końcu książki staje się demonicznym księciem znanym choćby z pojedynku z Guillimanem w "Dark Imperium"
* Legion Fulgrima jest najbardziej obrzydliwą, najbardziej godną pogardy siłą na tym etapie Herezji; zostali straceni zaskakująco szybko i gładko; naprawdę, okrucieństwo Synów Horusa, religijny zapał Głosicieli Słowa czy agresja Pożeraczy Światów jakoś przy tym wyglądają lżej;
* Fabius Bile bawi się na całego z mutacjami, inżynierią genetyczną i tworzeniem nowych generacji Space Marines; sekcja przedstawiająca przeobrażanie pojmanych Imperialnych Pięści jest szczególnie obrzydliwą i smutną częścią książki;

Generalnie: 4-

2 komentarze:

  1. Szkoda, że tytuły otwierające serie nie są już dostępne. Na allegro ich ceny są kosmiczne jak 41 wiek. Co byś polecał na początek mając na uwagdze dostępne książki z naszego rodzimego wydawnictwa Copernicus Corporation? A może jednak zacząć przygodę z duchami Gaunta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helsreach. Nie znam co prawda jakości tłumaczenia Copernicusa, ale to Dembski-Bowden, w oryginale absolutnie numer 1/2 obok Abnetta (Abnett napisał najlepszą Herezję jak do tej pory w moich lekturach "Know No Fear", z drugiej strony ADB jest równiejszy). Jakbyś chciał poczuć klimat tej książki, to spójrz tu (jeśli jeszcze tego nie znasz): https://www.youtube.com/watch?v=1D4jr-0_COg . Wojna, mrok, śmierć i chwała.

      Nie wiem, czy jest nadal dostępny "Xenos" Abnetta, ale to z kolei znakomita lektura po polsku spod pióra drugiego z elity BL. Spojrzenie na takie trochę "normalniejsze" życie w Imperium

      Usuń