wtorek, 9 sierpnia 2016

The Primarchs: Feat of Iron

   Połowa Prymarchów już za mną i nie nawiedza mnie w związku z tym smutek. Dominującym uczuciem jest ulga.

   Drugie opowiadanie antologii jest jeszcze słabsze, niż pierwsze. Dużo słabsze. Nick Kyme podjął się w nim przybliżenia nam przywódcy Żelaznych Dłoni, prymarchy, który zginął na samym początku Herezji, podczas masakry na Isstvaan V. Fabuła cofa nas do momentu, który znamy z Horus Rising: Imperator właśnie wycofał się na Terrę, a jego synowie pod okiem Horusa mają dokończyć sprzątanie galaktyki. Manus robi to na planecie 1-5-4 4, wspomagany przez Vulkana i Mortariona, gdyż twardy eldarski opór okazał się zbyt twardy dla sił jednego legionu Astartes z prymarchą na czele (!).

   Samo przybliżenie osoby Gorgony nie jest takie złe: Kyme w miarę sprawnie kreśli nam portret tego choleryka. Gorzej jest z prowadzeniem fabuły (nadchodzą delikatne spoilery). Albo autor bardzo nienawidzi eldarów i w związku z tym postanowił ośmieszyć intelektualną elitę tego gatunku, albo autorowi coś bardzo, bardzo nie wyszło. Oto mamy bowiem eldarskiego Farseera Lathsariala, który postanawia zasugerować Ferrusowi, że droga którą kroczy doprowadzi i jego i galaktykę do zagłady. W jaki sposób to robi? Porywa Prymarchę, wrzuca do jakiegoś kieszonkowego zakątka Webwayu, szczuje go demonem z Osnowy i snuje przed nim jakieś naprawdę żałosne metafory (planeta w kształcie Oka Horusa otoczona kręgami z czarnego żelaza i kobaltu, c'mon). Na koniec zaś nasz eldar rozpacza nad wąskimi umysłami mon-keigh...

   Biedne te Salamandry, rzucone na pożarcie takiemu autorowi...

3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz