wtorek, 14 lipca 2015

Warsztat odżył

   ...podobnie jak Minas Kolmar. Przynajmniej na jakiś czas.

   Wysadzenie w powietrze Starego Świata obudziło we mnie chęć dokończenia "Epitafium dla Bretonnii", gdyż wreszcie temat stał się aktualny; nie tylko dla rycerzy Pani zresztą. Czas mi sprzyjał, gdyż nieubłagany czas przyniósł mi wakacje, zanim jednak usiadłem do podręcznika trzeciej edycji WFB (RIP), powróciłem do mojego Parszywego Warsztatu. I na razie tak wsiąkłem, że Bretka będzie musiała poczekać.

   Jak już kiedyś wspomniałem, malarzem jestem kiepskim. Nigdy mi jednak to nie przeszkadzało w epatowaniu bliźnich efektami tego mojego braku talentu. Jeślibym chciał to epatowanie ubrać jednak w jakiś sens, to może taki: partacze, nie zrażajcie się. Znośne efekty można w tym hobby uzyskać nawet bez malarskiego mistrzostwa.

   Wbrew temu, co kiedyś radził Fireant, nie potrafię malować tylko 2-3 figur jednocześnie. Nudzi mnie to. Malowanie regimentów to najgorsza strona wargamingu jaką znam. Rozumiem, dlaczego jest to nieprofesjonalne (trudno uzyskać wtedy spójność estetyczną oddziałów no i malowanie pojedynczego modelu przedłuża się w nieskończoność), ale po prostu ciężko mi się skupić na jednym celu przez dłuższy czas (bo speedpainting nie jest dla mnie). W związku z tym, moja obecna gromadka wygląda tak:


   Dosłownie wczoraj dwie figurki zostały ukończone. Obie z nich prezentowałem w poprzednim odcinku PW: to imperialny mag i chaośnicki Space Marine.


   Model pochodzi oczywiście z zestawu Dark Vengeance, który kupiłem na spółkę z moim kolegą preferującym lojalistycznych gwiezdnych marynarzy. Jakość modeli z nowych (powiedzmy od Island of Blood) zestawów startowych GW jest oszałamiająca. Dla mnie to była miłość od pierwszego wejrzenia. CSM z mrocznej zemsty byli zwiastunem odświeżenia stylistyki tej armii: słabo już przypominają swoich imperialnych byłych kolegów, korupcja i mutacje przeobraziły ich w monstra. Wyróżniają się już nie tylko rogami i kolcami, wyróżniają się licznymi deformacjami, piętnami Chaosu na ich sponiewieranych duszach. Jedynie Hellbrute jest tu słabszym punktem. Jakość DV sprawia, że aż kusi mnie by kupić podstawkę Age of Sigmar, choć stylistyka nowych sigmarytów absolutnie mi nie pasuje...

   Jak już kiedyś zaznaczyłem, postanowiłem nie iść z malowaniem w stronę Crimson Slaughter. Czerwonych CSM i SM jest od groma, poza tym fluff tego warbandu jakoś mnie nie porwał. Przez chwilę zastanawiałem się nad jakimś legionem rodem z Horus Heresy, ale ostatecznie poszedłem w stronę Synów Złośliwości (tfu, po polsku brzmi to beznadziejnie, może lepiej: Synów Złej Woli), motywację już na Minas Kolmar przedstawiałem. W pewnym momencie jednak stanąłem wobec dylematu: fluff fluffem, ale czarno - biały schemat kolorystyczny jakoś do mnie nie przemawiał... Tym bardziej, że jak każdy hobbystyczny partacz, mam problemy z cieniowaniem jasnych przestrzeni. Na szczęście takim jak ja z pomocą przychodzą washe... Postanowiłem zrobić pustynną wersję Synów, traktując ich kolorkiem Gryphonne Sepia (wash Citadel jeszcze sprzed powstania tych wszystkich shadów) i podkolorowując Bleached Bone. Okucia pokryłem kolorem Tin Bitz (to już citadelowy antyk, ale trochę mi jeszcze tych antyków zostało :) ) podbity na brzegach bodajże Auric Goldem. Wyszło imho naprawdę dobrze, więc umieszczony wyżej marynarz będzie wzorcowy dla mojej powstającej powoli bandy (poza podstawką, która jest jeszcze do poprawy) :)


   Drugi dżentelmen to mag ognia z Imperium (RIP). Przez kilka ostatnich lat kupiłem sobie trochę imperialnych modeli, choć nie dane mi było jeszcze nimi zagrać :) Mag jest naprawdę uroczym modelem, szczególnie w powyższej wersji. Przy jego sklejaniu pierwszy raz w mojej partackiej karierze użyłem na dużą skalę green stuffu łącząc trzy części, z których składał się płaszcz czarodzieja. Mam nadzieję, że widać iż nie widać łączeń :)

   I już na koniec: tworzy mi się też załoga do Malifaux. Poziom szczegółowości modeli Wyrd jest po prostu niesamowity. Szalony. Niebywały. Poniższa ręka Samaela Hopkinsa niech przekona niedowiarków. Zwróćcie uwagę na pistolet: rozmazanie grafiki ulotki na której leży najlepiej chyba pokazuje, jak małe jest to cudo...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz