Tak się składa, że wiem dokładnie, kiedy zagrałem po raz ostatni. Dokładnie, co do dnia, 3 lata i jeden miesiąc temu. Zresztą, tak naprawdę i wtedy to były niebywale rzadkie wydarzenia: w 2014 roku zagrałem dwukrotnie, w 2013 pięciokrotnie. Wchodzę więc teraz do zdecydowanie innej rzeki. Nie chodzi tylko o to, że zmieniła się edycja (ja zresztą siódmą też ledwie liznąłem). Chodzi też o to, że ja już kompletnie nie pamiętam tych wszystkich schematów i synergii, którymi grało się kiedyś Eldarami (Aeldarami). Na szczęście, zasadowy próg wejścia został tym razem przez ósmą edycję położony dużo niżej...
Zagraliśmy z bratem na 1005 punktów (ta piątka to ukłon dla Drzewca, czyli mojego brata właśnie :) ). Postanowiłem w ogóle nie zastanawiać się, co właściwie włożę do rozpiski. Weszły do niej oddziały, które miałem akurat spakowane już w walizce (od trzech lat i jednego miesiąca). Oto waleczny warhost Ulthwe
Farseer
Singing Spear
Guide
Doom
Warlock
Witchblade
Conceal
Reveal
Dire Avengers (5+Exarch)
Power Glaive
Shimmershield
Guardian Defenders (11)
Starcannon
Fire Dragons (5)
Striking Scorpions (5+Exarch)
Biting Blade
Falcon
Crystal Targeting Matrix
Vectored Engines
Pulse Laser
Shuriken Cannon
Wraithlord
Bright Lance
Flamer
Scatter Laser
Shuriken Catapult
Z tymi siłami ruszyłem zmierzyć się z rybami spod znaku Tau. A siły te pochodziły z podobnej łapanki jak u mnie (z góry zaznaczam, że nie pamiętam tu szczegółów)...
Commander w pancerzu
Kroot Carnivore Squad (10)
XV-88 (2)
Hammerhead
XV-104 Riptide Battlesuit
RIPTIDE. W tym momencie uznałem (instynktownie rzecz jasna :D ), że będzie mi baaaardzo ciężko.
Misja: Big guns never tire. Rozmieszczenie: Spearhead. Stół: nieco nieregulaminowy, bo szeroki jedynie na 38 cali :). Warlordami zostali Farseer (z traitem dającym przeżycie na 6) i Riptide (z traitem dotyczącym bodajże boost do liderki). Moje Skorpiony schowane do rezerw. Niemal wszystkie moje siły poza gravem ukryły się za dużym wzgórzem, z kolei siły Tau wystawiły się ofensywnie, ufne w swą przytłaczającą siłę ognia. Krew mogła popłynąć.
Drzewiec ruszył pierwszy. Jego znajdujący się na szpicy Riptide wskoczył na centralne wzgórze i obłożył ciężkim ogniem moich Guardianów, Wraithlorda oraz Falcona, korzystając z tego, że teraz strzelać można do różnych celów, wspierany w tym przez Hammerheada i XV-88 (oraz z tego, że Guardiani, choć niewidoczni, spokojnie mogli być trafiani przez esemesy). Wyniki tej nawałnicy były zaskakująco dla mnie umiarkowane: zginęło tylko czterech moich piechurów, czołg przyjął trzy obrażenia, walker jedno. Guardiani zdali morale.
Takie wyniki salwy Drzewca nieco mnie zdziwiły. Ja pamiętam bitwy sprzed 5-6 lat, gdy takie przygotowania artyleryjskie zmiatały z powierzchni ziemi całe moje formacje. W związku z tym z Khainem na ustach moje jednostki rozpoczęły przesuwać się w kierunku wroga. Zasadnicza część sił Ulthwe (obie jednostki piechoty, dowództwo oraz Wraithlord) ruszyła prawym skrzydłem (głównie po to, by Riptide znalazł się w żałosnych zasięgach katapult), Falcon pozostał w miejscu, natomiast piątka Dragonów cichaczem zaczęła przesuwać się skrzydłem lewym. Postanowiłem (co było być może moim błędem), że skoncentruję ogień na XV-104, w dramatycznej próbie wyeliminowania tego grubasa w pierwszych turach bitwy. Moje osiągi w pierwszej turze były w tym względzie zdecydowanie słabe: wbiłem mu... jedną ranę. Pomimo Dooma, pomimo Guida na czołgu. Bardzo słabe moje rzuty, bardzo dobre Drzewca i zwykła statystyka sprawiły, że moja sytuacja zrobiła się fatalna.
W następnej turze armia Tau stanęła, by ich broń heavy nie dostawała już minusów do BS
T`au w swoim starym, dobrym stylu.
Tym niemniej, walczyłem dalej. W mojej drugiej turze pod pozycje Riptida podciągnąłem wszystkich moich piechurów (Psioników, Guardianów, Avengerów i Dragonów). Szczególnie ci ostatni okazali się być dla Drzewca sporą niespodzianką: ich Fusion Guny z AP4 po raz pierwszy zmusiły XV-104 do użycia jego inva. Bydlak przetrwał, ale miał już 8 trafień na koncie (bodajże jeszcze 6 w zapasie). Poza tym, z ukrycia wyskoczyły teraz Skorpiony, które zmiotły drużynę Krootów (rzeź, to mało powiedziane).
Trzecia tura T`au. Dewastujące uderzenie Fire Dragons sprzed chwili sprawiło, że Drzewiec postanowił za wszelką cenę wyeliminować te Aspecty. By je zmiażdżyć, Riptide przyjął nawet dobrowolnie kolejną ranę za przeciążenie reaktora. Ogniste inferno od razu zmiotło z powierzchni ziemi cztery Smoki, ale piąty uparcie trwał aż do końca niemal, ustrzelony ostatecznie bodajże przez rakiety XV-88. Poza tym, ogień tychże XV-88 oraz Commandera wybił Skorpiony. Ich poświęcenie dało czas innym moim jednostkom, które mogły zadać teraz decydujące ciosy warlordowi przeciwnika. Zaskakująco mordercza okazała się nowa dla mnie moc psioników: Smite. Połączenie psioniki i shurikenów wreszcie zwaliło kolosa na ziemię. Riptide down!
W turze czwartej jednak doszło do odwetu niebieskoskórych. Uderzenia railgunów Hammerheada i XV-88 powaliły wreszcie Wraithlorda. W tym momencie było już dla mnie jasne, że koniec jest bliski. Dodatkowo, padł też Egzarcha Avengerów oraz Warlock. Przy życiu były już jedynie resztki drużyny Guardianów (4) oraz Farseer. Ruszyli oni teraz w samobójczym marszu ku pozycjom wroga, raniąc przy okazji Commandera. W piątej turze ściany ognia postawionej przez rybiogłowych nie przekroczyli już Guardiani, do końca służąc swemu Craftworldowi. Dodatkowo jedną ranę zarobił Farseer.
Właśnie. Tylko jedną.
Farseer w tym całym swoim sprzęcie trochę przypominał czołg, tym bardziej, że działał przecież jego warlord trait ratujący go na szóstkach przed ranami (w piątej turze na cztery ciosy Drzewca trzy "wyszóstkowałem :D ). Szedł przez obłoki dymu i ognia ku przeznaczeniu, boleśnie przy okazji kąsając przeciwnika. W piątej turze najpierw Smite, a potem rzucona Singing Spear powaliła Commandera T`au. Drzewcowi na chodzie pozostały dwa XV-88 oraz Hammerhead. W turze szóstej dopiero ostatni, rozpaczliwy strzał smsami pozbawił Farseera życia.
Wynik: 5-1 dla Tau (Tau: pierwsza krew, powalenie warlorda, jeden znacznik; Aeldari: powalenie warlorda).
Było FANTASTYCZNIE. Ciągłe napięcie, zwroty akcji, mało wertowania zasad... Jestem na gigantyczne TAK! Pierwsze wrażenia zasadowe: mam poważne wrażenie, że siła ognia dystansowego nieco zmalała, kiedyś Drzewiec rozstrzelałby mnie w takim otwartym marszu maksymalnie w trzeciej turze.
Świetny raport! Aż można się wczuć w całe starcie :) Życzę wielu fajnych starć.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Z wieloma starciami co prawda będzie kłopot (czas, rodzina etc), ale chciałbym, chciałbym :)
Usuń